Ozoomowaniu tkaniny i organiczności ubioru oraz o tym, co robi artystka współczesna w muzeum etnograficznym i na czym polega twórcza praca z kolekcją - przy okazji wystawy „W bliskości. Kosmos” w Galerii Władysława Hasiora, opowiada Małgorzata Markiewicz w rozmowie z Magdaleną Ujmą.
Magdalena Ujma: Jaki tytuł ma wystawa w Muzeum Tatrzańskim?
Małgorzata Markiewicz: „W bliskości. Kosmos”. Odbywa się w Galerii Władysława Hasiora, oddziale Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, kuratorką wystawy jest Julita Dembowska.
Patrząc na tytuł trudno zgadnąć czemu jest poświęcona.
Strojowi góralskiemu, ale w kontekście sztuki współczesnej. No i mieści się w ramach szerszego projektu o nazwie „Lekcje z kolekcji”. Wystawa wiodąca otwiera się w Gmachu Głównym na Krupówkach 10. Tam będą prezentowane najstarsze stroje, jakie muzeum posiada. Kolekcja jest też punktem wyjścia do stworzenia mojej wystawy.
Skąd wziął się tytuł?
To będzie zoom na detal, zoom na strzępki, które normalnie mają 5 centymetrów długości, a u mnie sięgają 3 metrów. Tak samo kapelusze, ale w ich wypadku to będzie oddalenie, żeby zobaczyć z dystansu jakby pejzaż... Raz stosuję skalę makro, raz mikro, posługuję się zamiennie zbliżaniem i oddalaniem. W przestrzeni wystawy znajdą się dodatkowo obiekty z kolekcji muzealnej. Będzie tam farbanica, kapelusz, chusta. Żeby było wiadomo skąd pochodzą użyte przeze mnie motywy. Bo to przecież „Lekcje z kolekcji”. Nie skupiłam się na dekonstruowaniu stroju góralskiego, lecz na metodach i technikach jego wykonywania. Interesują mnie związki, jakie ten strój miał z pracą wykonywaną przez noszących go ludzi, z otaczającym ich środowiskiem naturalnym, ze zwierzętami, z którymi przebywali.
Teraz znamy strój w wersji paradnej, a nie jego wersję pierwotną, korzenną.
Mnie pociągają właśnie korzenie.
Kapelusz chronił przed słońcem i deszczem, ale również pełnił funkcję pojemnika, do którego zbierano grzyby czy borówki, można też było do niego nalać wody i się napić
Rezygnujesz z dekoracyjności?
Tak, dekoracja jest czymś dodanym później. Paradny strój nie jest do pracy. Chociaż na hali pewnie jeszcze chodzą w portkach. Ale wracają do domu i biorą prysznic. A chodziło mi o istotę stroju, bo dekoracja przychodzi później i jest powierzchowna.
Przypominasz do czego początkowo służył strój?
Pełnił funkcję użytkową. Był dostosowany do rodzaju pracy pełnionej przez jego właścicieli. Dlatego tak bardzo interesuje mnie strój pasterski. Z publikacji muzealnych dowiedziałam się na przykład, że zdarzało się smarowanie koszul masłem po to, żeby odstraszyć robactwo, może nawet kleszcze. Taka koszula nie była wpuszczana w portki, była krótka, więc tym bardziej chroniono granicę między ubraniem a ciałem.
Zdaje się, że ważny był też kapelusz?
W kolekcji muzealnej zwrócił moją uwagę taki jeden eksponat. Kapelusz był super stary i super tłusty. Tak mocno nacierano go tłuszczem lub jakąś inną substancją, że dzisiaj przypomina skorupę żółwia. Kapelusz chronił przed słońcem i deszczem, ale również pełnił funkcję pojemnika, do którego zbierano grzyby czy borówki, można też było do niego nalać wody i się napić. Skąpość ekwipunku podyktowała te funkcje. Wszystkie potrzebne rzeczy trzeba było przecież w górach dźwigać na własnych plecach, stąd ograniczano ekwipunek do minimum. Podobnie było z torbami juhaskimi, tkanymi z wełny owczej i filcowanymi.
Też miały więcej niż jedną funkcję?
Oczywiście. Miały dość duże rozmiary. Można było włożyć do nich oscypki i inne serki. Można było pewnie schować nawet małą owieczkę. Ale torba służyła również jako posłanie, kładło się na niej, wkładało się pod głowę. Swoją drogą, w atlasie strojów góralskich przeczytałam, że niekiedy pasterze na halach odziewali się w skóry. Zdarzało się, że jak zabili owcę, to ściągali z niej skórę, suszyli na słońcu, wędzili na ogniu i tak przygotowaną nosili. To nie było garbowane. Wycinali po prostu dziurę w tej skórze – na głowę. I tak ją nosili kiedy było zimno.
Czyli pasterze byli brudni, śmierdzący, okopceni i jeszcze chodzili w skórach – trochę jak ludzie pierwotni.
Interesuje mnie ta organiczność stroju, jego zapach. Dlatego chciałabym, żeby wystawa może nie tyle wyjątkowo źle śmierdziała, co trochę przypominała tamte sytuacje... Żeby wydzielała zapach. No i żeby była dotykowa. Bo prac na tej wystawie będzie można dotykać. Oczywiście, bez przesady, żeby strzępki nie spadły komuś na głowę.
To jest eksperyment i chyba pierwsza w tym muzeum współpraca sztuki współczesnej z działem etnografii
Ciekawe, że Muzeum Tatrzańskie zaprasza współczesnych artystów do pracy z kolekcją. To ciągle nie jest regułą w polskich muzeach.
To jest eksperyment i chyba pierwsza w tym muzeum współpraca sztuki współczesnej z działem etnografii. Na wystawie przemyciłam też inne wątki, nawiązujące do pewnych technik wziętych ze stroju ludowego. Pojawi się więc zasłona wykonana ze lnianych resztek, które powstały przy haftowaniu postaci na moją wcześniejszą pracę: Kurtynę Kobiet w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Prosiłam osoby pracujące przy niej, żeby oddawały mi resztki materiału. Teraz złączyłam je w nową całość, o wymiarach 2 na 4 metry. Pojawia się tutaj idea sztukowania materiału. Sztukowanie występuje w strojach ludowych, także w tych z kolekcji muzeum. Cenny materiał zeszywano i używano nawet w gorsetach. Czyli w bardzo widoczny sposób. Ten bardziej zgrzebny jak len natomiast ukrywano pod fartuchem, albo na halkach. Należał więc do sfery prywatnej, nie zaś do oficjalnej, przeznaczonej do oglądania przez postronnych. No i właśnie w podobny sposób potraktowałam tę zasłonę. Ona w osobisty sposób upamiętnia grupę bliskich lub ważnych osób dla moich znajomych, haftując ich imiona i nazwiska złotymi nićmi. Haftowałyśmy te imiona i nazwiska także podczas dwóch sympozjów – jednego w Poznaniu i drugiego w Rydze. Dzięki temu krąg upamiętnianych osób wykracza poza Kraków i granice Polski. Te osoby, moje znajome, koleżanki i przyjaciółki, upamiętniłam dyskretnie, prywatnie, przez najbardziej osobistą formę pamięci. Na wystawie u Hasiora znajdzie się też spódnica, z lnu...
Przeskalowana?
Zawieszona pod sufitem będzie miała około 1,5 metra długości i wykonana będzie z szerokości 4 metry i 20 centymetrów, dokładnie tak jak spódnica góralska. Będzie uszyta z ręcznie tkanego lnu. Na początku chciałam ją drukować klockami, które były wczesnym sposobem tworzenia wzorów na tkaninach do spódnic góralskich. Te klocki można jeszcze oglądać w farbiarni w Zubrzycy Górnej. Ale na Podhalu i w ogóle w Polsce nikt nie zajmuje się już tego rodzaju nadrukami. To jest metoda przypominająca batik, z użyciem wosku, bardzo pracochłonna.
A czym farbowano?
Indygo. Znalazłam możliwość takiego farbowania na Słowacji, ale potem zrobiło mi się szkoda przygotowanego lnu, który jest tak piękny i zgrzebny. Wprowadziłabym poza tym kolor, a ta wystawa jest utrzymana w naturalnych barwach bieli, czerni i ecru. Więc zrezygnowałam z klocków.
A jakim kolorem będzie haftowana spódnica?
Hmm, a skąd wiesz, że będzie haftowana?
Zgadłam?
Tak. Dziewczyny, z którymi pracuję, Julita i Mania, wynalazły przyśpiewki góralskie o spódnicy. Sprawdziłyśmy czy są stare, czy nie wymyślił ich przypadkiem zupełnie współczesny Krywań. Po weryfikacji okazało się, że jedna się nadaje, ale druga już nie. Wiedzę na ten temat uzupełniła pani Anna Kozak, które zebrała coś koło 10 autentycznych śpiewek dotyczących ubioru kobiecego. Więc myślę, że wyhaftuję jakiś wybór z nich, w postaci rymowanych tekstów. Spódnica zostanie zawieszona tuż nad podłogą tak, że będzie można pod nią wejść, schować się.
Wracając jeszcze do torby juhaskiej, to która z twoich prac do niej nawiązuje?
Tkaninka w narożniku pomieszczenia, zrobiona z wełny czesankowej. Zostanie już na stałe w kolekcji Muzeum Tatrzańskiego.
Wygląda jak narośl. Pleśń na ścianie.
Pierwszą taką tkaninę zrobiłam w 1999 roku i ciągle mam ją w domu. To jest interwencja w architekturę za pośrednictwem tkaniny, która jest miękka, ale jednocześnie trwała. A do torby juhaskiej nawiązują wprost takie wypustki z wełny, które sfilcuję, zrobię z nich rodzaj dredów. Bo tory mają frędzle.
„Narośl” - tkanina, wełna czesankowa, foto: M.Markiewicz
A jakie masz doświadczenia z rzemieślnikami? Łatwo było znaleźć osoby, które znają tradycyjne techniki i zgodziły się na pracę z tobą?
Przy innej okazji jeden snycerz powiedział, że nie chce mu się pracować dla mnie. Że to, o co go prosiłam, jest za małe i żebym sobie ten obiekt sama na tokarce wytoczyła. Ale teraz drewniane elementy będzie wykonywał Marcin Rząsa, z którym mam super porozumienie, bo jest rzeźbiarzem. Nie znalazłam za to porozumienia z panem, który jako jedyny na Podhalu wykonuje kapelusze góralskie. Ale później trafiłam na młodą kobietę, Marysię Kin, która wytwarza nakrycia głowy i jest góralką. I świetnie się rozumiemy. Zamówiłyśmy specjalną główkę i Marysia stworzyła dla mnie 10 elementów uformowanych jak łepek kapelusza góralskiego. Te elementy zostaną połączone w jedną całość płachtą sukna, co stworzy rodzaj dziwnego obiektu, przypominający pagórkowaty krajobraz. Usztywniałyśmy to sukno mieszanką szelaku i spirytusu, żeby powierzchnia była sztywna. Marysia się stresowała, ale ja jestem dość elastyczna, w tym sensie , że nie trzymam się kurczowo jednego pomysłu, bo czasem materiał albo warunki prowadzą po swojemu. Trzeba obserwować i wybierać na bieżąco z tego, co jest dostępne.
Czym innym jest obieg dla turystów, to, co możesz kupić na Krupówkach, a czym innym wewnętrzny obieg strojów i materiałów, zupełnie innej, wyższej jakości
Nie ma sensu marnować energii na coś, co stawia opór. A jak wygląda świadomość tradycji u wytwórców i rzemieślników? Czy wiedzą jak ważne jest jej pielęgnowanie i twórcze rozwijanie?
Nie zdobędę się na odpowiedź, bo nie mam wystarczającej orientacji w tym temacie. Wsparciem przy poszukiwaniach służyła mi pani Anna Kozak z działu etnograficznego Muzeum Tatrzańskiego. Trochę materiałów znalazłam sama, ręcznie tkany len podsunęła mi Anna Żuber, podobnie jak poleciła mi do współpracy dziewczynę od kapeluszy. Pracuję tylko z kilkoma osobami: z panią Anną Sieczką od strzępek, czyli tradycyjnych frędzli od chust, Marysią Kin od kapeluszy, Marcinem Rząsą od drewna, a resztę robię sama. Ale wiem, że górale bardzo dbają o tradycyjny strój, który jest do dziś przez nich noszony z okazji różnych uroczystości – to jedyny region w Polsce, gdzie tak się dzieje. Czym innym jest obieg dla turystów, to, co możesz kupić na Krupówkach, a czym innym wewnętrzny obieg strojów i materiałów, zupełnie innej, wyższej jakości. Ale to jest do prywatnego użytku, na święta, na wesela...
A jeśli ktoś z zewnątrz chciałby kupić i nosić taki lepszy strój, czy to byłoby dobrze widziane?
Myślę, że nie, bo to byłoby przebieranie się.
Rozumiem. Przecież taki ubiór funkcjonuje na kimś, z jakiejś okazji, używany do czegoś, a nie sam dla siebie.
W konkretnych kontekstach i ważnych momentach. I to jest bardzo istotny, bo tworzy i skleja – jak myślę – tożsamość grupową. I dlatego nie chciałam ingerować w strój jako taki, krytycznie do niego podchodzić, przerabiać. Skoro nie należę do tamtej kultury, to nie mam do tego prawa. Ale, z drugiej strony, moja mama pochodzi z Kasinki i tam też żyją górale – Zagórzanie. I ja mam swój strój góralski z tamtych stron. To jest gorset haftowany przez moją babcię koralikami. Dowiedziałam się zresztą, że to wpływ Krakowa, bo w górach haftowano nićmi, a cekiny i koraliki pochodzą ze stroju krakowskiego. Kwiaty są góralskie, ale haft koralikami to wpływ miasta. Po mojej babci mam także koszule haftowane, więc moje dziedzictwo pozwala mi wypowiadać się o Zagórzanach.
Kiedyś rozmawiałam z Antonim Krohem, znakomitym etnografem i znawcą kultury góralskiej. Mówił, że na podstawie wzoru na spódnicy, jej długości czy rodzaju wstążki w kapeluszu trudno mówić o odrębności. Jego zdaniem arbitralnie stworzono po wojnie odrębne grupy górali, a oni się do tego dostosowali, bo im to w czymś pomagało: tworzyło i spajało nową tożsamość. Ale to dygresja. Wracając do wystawy. Każda z twoich prac jest bardzo nowoczesna, lecz równocześnie zawiera reminiscencje dawnego ubioru. Całą wystawę przepełnia nastrój dziwności. Może tradycja stała się w dzisiejszych czasach dziwactwem? Dla mnie ten nastrój wiąże się też z tajemniczym pochodzeniem pasterzy w Karpatach – od ludów wołoskich. Pozostały po nich nazwy geograficzne. Przemieszczali się po łuku Karpat, ale wciąż o nich niewiele wiemy. Czy to nie fascynujące?
Bardzo lubię projekty tego typu, jaki realizuję w Muzeum Tatrzańskim. To dla mnie prawdziwe wyzwanie, a podczas pracy odkrywam historię strojów, powody ich powstania, przybrania takiej, a nie innej formy, ich związki z trybem życia użytkowników, pamięć o przyrodzie w nich zawartą. Podobnie działo się podczas mojej wcześniejszej współpracy z Muzeum Włókiennictwa, kiedy odkryłam dla siebie tkaninę dwuosnowową. Jest w tym zachwyt nad rzemiosłem. Zaczęłam też poznawać bardziej Zakopane, które jest bardzo ciekawe.
Ma wiele tajemnic i ukrytych ścieżek.
Z całą pewnością.
Kraków, 18 maja 2024
_________________
Małgorzata Markiewicz mieszka i pracuje w Krakowie. Jest absolwentką Wydziału Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W 2015 roku uzyskała stopień doktory. Studiowała na Konstfack oraz w Critical Design Studio na Wydziale Architektury Królewskiej Akademi Technologicznej w Sztokholmie. Autorka pomnika Gombrowicza w Krakowie oraz Kurtyny Kobiet w Teatrze Słowackiego. Prace prezentowała w między innymi w Zachęcie - Narodowej Galerii Sztuki, CSW Zamku Ujazdowskim, Parku Rzeźby na Bródnie MSN, Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, The Photographers Gallery w Londynie, Matadero w Madrycie , Berardo Museum w Lizbonie i wielu innych. www.malgorzatamarkiewicz.com.pl
_________________
Magdalena Ujma – krytyczka i historyczka sztuki, kuratorka wystaw sztuki współczesnej. Od 2018 roku jest związana z Ośrodkiem Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora CRICOTEKA, gdzie jako kustoszka opiekuje się kolekcją, od 2021 - z Akademią Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, gdzie kieruje czasopismami „Restart” i „Elementy”, a także prowadzi działalność dydaktyczną. Obecnie wiceprezeską Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyki Sztuki AICA. Jest jedną z założycielek Seminarium Feministycznego. Mieszka w Krakowie.
_________________
Małgorzata Markiewicz
„W bliskości. Kosmos”
Kuratorka Julita Dembowska
15.06.2024
Galeria Hasiora, Zakopane
Zdjęcie główne: Małgorzata Markiewicz przy pracy nad obiektem „Krajobraz”, w tle tkanina z resztek „Resztki pamięci", fot. Maria Kin