Tomasz Armada zaprasza do zwiedzania galerii typów polskiego zbiorowego imaginarium na wystawie „Równorodność". Karolina Sulej rozbiera warstwa po warstwie prezentowane przez niego chochoły naszej współczesnej wyobraźni, zbudowane z ubrań i rzeczy.
Artysta i projektant mody Tomasz Armada jest dumny ze swoich małomiasteczkowych korzeni. W 2018 roku stworzył kolekcję, dla której główną inspiracją były miasteczka i wsie – takie jak Końskie w wojewódzkie świętokrzyskim, gdzie się urodził. W roli modela pozował na tle pastelowych bloków, nieczynnego dworca, w domu babci, nad jeziorem Sielpia. Innych modeli stanowili jego bliscy: babcia, kuzyn z kuzynką czy miłość z podstawówki, dziś właścicielka siłowni. „Równorodność”, czyli wystawa jego najnowszych prac, która trwa właśnie w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie w ramach projektu „Rzeczy kultowe”, stworzona pod kuratelą krytyczki sztuki Agaty Pyzik – pokazuje, w jaki sposób, między innymi, osoby takie jak on i jego rodzina przedstawiane są w sferze publicznej widzialności. W mediach, prasie, reklamie, w mediach społecznościowych, mainstreamowych filmach, serialach czy literaturze. On to najczęściej Odmieniec, Artysta Alternatywny, zapewne chory psychicznie. Kuzyn z kuzynką to Grażyny i Sebixy albo Kiepscy, którzy noszą „faszyn from Raszyn”. Babcia to moherówa, Seniorka z Gazetką Promocyjną, która boi się „elgiebetów”, chodzących po miastach w tęczowych flagach.
„Równorodność” opowiada właśnie o tym, jak dynamika społeczna, pozornie sugerując, że mamy demokratyczne prawo do różnorodności, zachęca nas jednak, żeby różnić się jak najmniej, nie wychylać, pasować, „przechodzić”. Każdą odmienność, obcość natychmiast trzeba zaszufladkować, zakląć w uproszczony społeczny typ. Porządkowanie to ma koić lęk, strach przed wszelką obcością, nieznanym. Kategoryzacja ma zmienić świat w mniej potworne miejsce. Potworność – przekładając tę kategorię z potocznej na antropologiczną – to zaś wszystko, czego nie umiemy nazwać, to nowe, dziwne, nie nasze. Plakat do wystawy Armady i Pyzik wykonany został w estetyce afiszy reklamujących filmy Patryka Vegi – mistrza stereotypizowania i redukowania bohaterów swoich filmów do karykatury. Owe typy, podobnie jak filmy Vegi, są łatwe w konsumpcji, nie prowokują refleksji, nie szkicują odcieni, ale za to skutecznie zaludniają polskie imaginarium, wprawiane w ruch uproszczeniami i logiką facebookowej „gównoburzy”.
Wystawa „Równorodność” to galeria typów polskiego imaginarium zbudowana na aspiracji i wstydzie, naszych kompleksach, lękach i fantazjach. To gabinet osobliwości, freak show polskiego dyskursu publicznego i polskiej mody
Kuratorka wystawy, Agata Pyzik, znana jest między innymi jako autorka książki „Biedni, ale sexy”, w której analizowała popkulturę PRL-u, szukając antropologicznego wyważenia w opisywaniu epoki, która najczęściej jest przekreślana jako komunistyczny padół albo sprowadzana do sentymentu, gadżetu. Wraz z Tomaszem Armadą przyglądają się redukcjom, które popełniamy na dzisiejszej społecznej rzeczywistości. Narracja typologizowania jest skrótowa i dzieląca, a im bardziej wyraziście, im bardziej karykaturalnie, tym bardziej premiuje to internetowy algorytm, wyszukiwarka czy portal zakupowy. Ci, którzy kupują co innego, mają inne rzeczy, są inni niż my, wyglądają inaczej i żyją inaczej, są obcy i budzą niepokój. „Smak stanowi przede wszystkim niesmak” napisał kiedyś o guście socjolog Pierre Bourdieu. Moda jest kostiumem, który buduje naszą przynależność, ale też pogardę dla innych. To, mówiąc za Bourdieu, narzędzie pokazywania dystynkcji, narzędzie społecznego awansu tudzież degradacji. Narzędzie walki ekonomicznej, ale też symbolicznej o wygraną w polu stylu życia.
Wystawa „Równorodność” to galeria typów polskiego imaginarium zbudowana na aspiracji i wstydzie, naszych kompleksach, lękach i fantazjach. To gabinet osobliwości, freak show polskiego dyskursu publicznego i polskiej mody. A przecież – na freaka nie patrzysz, ale się na niego gapisz – jak pisała antropolożka postrzegania niepełnosprawności Rosemarie Garland Thomson. To gapienie się jest dominujące, oddzielające. Człowiek staje się manekinem, nie-osobą. Gapię się na ciebie, bo jesteś daleko ode mnie, inny niż ja, a więc śmieszny, gorszy, uprzedmiotowiony. Ja, gapiący się, jestem „normalny”, mam władzę. A jakie są role, kostiumy i rekwizyty tego freak showu? Jacy są jego aktorzy na społecznej scenie? Armada przedstawia ich niczym chochoły naszej współczesnej wyobraźni – a ich budulcem jest ubranie, rzecz. Oto kilka przykładów:
Jest Wykształciuch – nosi garnitur z poliestru przypominający uniwersytecką togę i sutannę księdza. Jego partnerką jest Inteligentka – jej suknię Armada wzorował na stroju Olgi Tokarczuk odbierającej Nobla. Na głowie nosi czepiec odsyłający skojarzeniami do projektów awangardowych Belgów w rodzaju Victora i Rolfa. Pokrywają go fragmenty czasopism. Są ustawieni obok siebie niczym małżeństwo z flamandzkich obrazów. Oto mieszczanie, którzy fotografują się na tle ścianki z książkami, czytają gazety i magazyny. Naprzeciw nich znajduje się chochoł czytelniczki zupełnie innych liter. To Seniorka z Gazetką Promocyjną – bohaterka medialnych opowieści w rodzaju „zabierz babci dowód”. Na sobie ma domowej roboty korale z butelek, dziergany sweter uzupełniony poliestrowymi wstawkami z nadrukami gazetek z supermarketów, na głowie słomiany wianek.
Warto przyjrzeć się każdej z postaci uważnie, studiować użyte materiały i dodatki. W modzie, jak pisał Barthes, detal to „małe coś, co wszystko zmienia, coś, od czego wszystko zależy”. Armada do opowieści o polskich „dziwach” używa często pospolitych surowców. Na przykład w stroju Matki Polki. Jej suknia na krynolinie kojarząca się epoką Emila Zoli wykonana została z koców i makatek ze sklepów z wyposażeniem domu, na szyi manekin ten ma zaś „kajdan” z napisem „Loveandhome”, który kojarzy się z asortymentem sklepów „wszystko za 5 zł”.
Na wystawie są też inne matki – na ławce siedzi „tradycyjna polska rodzina” z osiedla pastelowych bloków. To Kiepscy. Ubierają się na bazarach, ich wzorce to celebryci z kolorowych magazynów. Wykształciuch widzi w nich patologię, na głowach mają więc kominiarki z grafiką wódki i kieliszków. Kiepscy z kolei widzą w Wykształciuchu „mądralińskiego” cyborga, zamiast głowy ten ma więc półkę z książkami.
Jej sąsiadkami na ekspozycji i w internecie są Alternatywki – one z kolei promują ciałopozytywność, selfie-feminizm, pozują w bieliźnie z egzemplarzem książki Rebecci Solnit, a rewolucyjność przekazu liczą w serduszkach pod zdjęciem
Ekspozycja porusza również temat płci kulturowej. Gapimy się na prawdziwego Mężczyznę. Jego sylwetka jest monumentalna, nosi sztruksowe spodnie, grube niczym kora dębu, drogą kurtkę „survivalowca” napompowaną jak mięśnie ciężarowca. Jest też Patusiara. Ona z kolei chce być „prawdziwą kobietą”, tak jak jej podpowiadają infuencerki na Instagramie. Jej kostium uszyty został ze sztucznego tworzywa, bo jej ciało, przekształcone przez ideały konsumpcjonizmu, straciło realność. Chce mieć pupę Kim, usta Angeliny, szpilki od Manolo, rzęsy z futra. Jej sąsiadkami na ekspozycji i w internecie są Alternatywki – one z kolei promują ciałopozytywność, selfie-feminizm, pozują w bieliźnie z egzemplarzem książki Rebecci Solnit, a rewolucyjność przekazu liczą w serduszkach pod zdjęciem.
Jest na „Równorodności” także portret grupowy. To tak zwani Fajnopolacy, pracownicy różnorakich korporacji – mają te same twarze i uniformy całe w motywacyjnych cytatach. Bowiem choć desperacko podkreślają swoją indywidualność, są klonami w ramach liberalnego kapitalizmu. Podobnie jak inny eksponat z wystawy, tak zwana Ofiara Mody, przedstawiona za pomocą ogromnej torby na postumencie kojarzącym się z luksusem „czerwonego dywanu”. Symbolizuje ona kobiety, które dosłownie zjadł konsumpcjonizm. Na torbie widać jedynie pukiel włosów, pojedynczą sztuczną rzęsę.
Armada posługuje się modą po gombrowiczowsku – widzi, że jest postrzegany jako szalony artysta, jako odmieniec – i zmienia to w atut
Odbiorca gapi się na kolejne postaci w oczekiwaniu satysfakcji, uspokojenia, uziemienia w swoim porządku patrzenia. Ale one też się na niego gapią. Jakby powiedziała Rosemarie Thomson – odgapiają się. Freak show jest bowiem narzędziem subwersywnym. Pokazując odmienność, pokazuje, że kategoria normalności nie istnieje. Ci, na których się gapiliście, spoglądają na was – stają się lustrem, w którym można się przeglądać. Patrząc na obcego, dziwnego, śmiesznego – patrzysz na siebie samego. Moda w „Równorodności” jest narzędziem społecznej krytyki – z pozoru jedynie dokumentującym nasze praktyki – ale w istocie karnawałowym, ludycznym, odwracającym. To nie są odtwarzane pieczołowicie z gazet czy wyławiane z internetu przypadkowe wizerunki, ale teatralne, cyrkowe, autorskie refleksje na ich temat, powstałe przez podkręcenie ich absurdów, wyostrzenie ich znaczeń.
Armada posługuje się modą po gombrowiczowsku – widzi, że jest postrzegany jako szalony artysta, jako odmieniec – i zmienia to w atut. Przyznając się do swojej dziwności, odgapia się. Chce zostać w przestrzeni pomiędzy, w cudzysłowie. Nie chce być projektantem przyklepującym panujący porządek, powielającym trendy. Pokazuje, że tak jak sztuka krytyczna komentowała rzeczywistość lat 90., tak dzisiaj może robić to moda. Moda, która unifikuje, klasyfikuje, ma też bowiem moc zaburzania, anarchiczną siłę destrukcyjną dla porządków. Świetnie ilustruje to jeden z eksponatów wystawy. Na płótnie tańczą w parze, namalowane w stylu Zofii Stryjeńskiej, dwa wizerunki geja w sferze publicznej – jeden wygląda jak modnie ubrany heteryk, drugi to aktywista z kolorowymi włosami, z tęczową flagą owiniętą na gołej klacie. Płótno obrazu zostało utkane z pokrzywy – materiału, z którego były wykonywane pasiaki w obozach koncentracyjnych. Pod obrazem leży z kolei pasiak przyjazny, łowicki, podarowany Tomaszowi przez jego babcię. Tęczowe paski, pasiak obozowy, pasiak łowicki tworzą opowieść o opresji, przemocy, ale też o trosce i nadziei, o stygmatyzowaniu i ocalaniu. Pokazują tym samym istotę natury mody – potężnego narzędzia, które może nas zarówno wyzwalać, jak i zadawać nam cierpienie.
„Równorodność” ilustruje ową trickerską siłę mody. Cechuje ją nieuchwytność, jest niejednoznaczna, oszukuje nas i czaruje, składa z fragmentów, żeby potem rozbić, zmienia kształt, negocjuje, podróżuje z góry na dół kultury i z powrotem. Może być językiem lęku, stygmatyzacji w kapitalistycznym teatrze życia codziennego. Ale może też stanowić język buntu wobec tego podporządkowania. „Równorodność”, prezentując nam teatr dehumanizujących medialnych wizerunków, galerię „dziwaków”, jednocześnie wskazuje drogę do wyzwolenia nas z gorsetu stereotypów. Pozwala, po gombrowiczowsku, uciec z gęba w ręku.
__________________________________
Karolina Sulej, ur.1985 – pisarka, reporterka, pisząca m.in do „Wysokich Obcasów", „Pisma", „Vogue", doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW, gdzie działa w Zespole Badań nad Pamięcią o Zagładzie, jako część którego współtworzyła książkę „Ślady Holokaustu w imaginarium kultury polskiej" (2017). Autorka zbioru reportaży o polskiej modzie po 1990 roku „Modni. Od Arkadiusa do Zienia" (2015). Współautorka zbioru reportaży „Przecież ich nie zostawię„ o żydowskich opiekunkach w czasie wojny (2018), współautorka książki-komentarza „Własny pokój o Virginii Woolf" (Osnova 2019). Jest też jednym ze współautorek „Wanderlust" - książki-gry komputerowej o podróżowaniu, nominowanej do Paszportu Polityki 2019. W przeszłości była m.in. redaktorką „Wysokich Obcasów” oraz „Wysokich Obcasów Extra”, a wraz z Sylwią Chutnik prowadziła przez na YouTube program „Barłóg Literacki" o książkach i czytelnictwie.
__________________________________
„Równorodność. Kolekcja Tomasza Armady”
kuratorka: Agata Pyzik
Muzeum Etnograficzne
Warszawa, do 20 kwietnia 2021 (czasowo zamknięte z powodu pandemii)